PanzerNews - IIWŚ w kolorze: Festung Breslau

IIWŚ w kolorze: Festung Breslau

Kiedy w ciepły, majowy dzień w 1945 roku sowieccy żołnierze wracali z Berlina do ZSRR na paradę zwycięstwa w Moskwie, po drodze słyszano wybuchy i serie z broni maszynowej. - Czyżby to już strzelano na wiwat? - zastanawiali się. - Nie, to 6. Armia ciągle próbuje zdobyć Wrocław...

Osiemdziesiąt dni. Tyle wytrwała najwierniejsza z wiernych twierdz III Rzeszy. Twardo opierała się bombardowaniom, ostrzałowi, sowieckim tankom. Przetrwała samego Führera, decyzją którego powstała. Trzymana żelazną ręką nazistów, wierząc i czekając na ocalenie i przybycie cudownych broni. Na cud, który nigdy nie nadszedł.

59416089 2484232068288229 429280233183510528 O

Festung Breslau.

Wrocław przez całą wojnę był spokojnym miastem. Pojawiły się co prawda obostrzenia wojenne, jak zaciemnienie i reglamentacja produktów, ale była to niewielka cena za spokój mieszkańców.

Spokój zaczął zanikać w połowie 1944 roku, kiedy Armia Czerwona w operacji ''Bagration'' rozerwała niemieckie linie obronne. W sierpniu ogłoszono miasto twierdzą i rozpoczęto gorączkową rozbudowę linii obronnych. Dopiero w styczniu 1945 roku gauleiter Karl Hanke zezwolił na ewakuację cywilów. Tłumy szturmowały dworce kolejowe, najbogatsi uciekali samolotami. Ale nie było szans, by ewakuować 700 tysięcy ludzi w kilkanaście dni. Brakowało pociągów, wozów, opału, żywności. Jak walec ze wschodu nadciągała ofensywa styczniowa Sowietów. Było bardzo zimno, temperatura spadł do -16 stopni. Dla 60 tysięcy cywilów zimowa tułaczka zakończyła się tragicznie. Ludzie zamarzali, zwłaszcza dzieci, kobiety, starcy. Niektórzy ostatkiem sił wrócili do Wrocławia.

Miasto wydawało się opustoszałe, chociaż zostało w nim ok. 200 tys. ludzi. Nowy komendant miasta, gen. Hans von Ahlfen, energicznie zaczął rozbudowę obrony. Sformowano, mającą być trzonem obrony, 609. Dywizję do Zadań Specjalnych, do której wcielono żołnierzy ośrodków zapasowych, a nawet batalion wywiadu. Powstało pięć fortecznych pułków piechoty (nazwanych od ich dowódców: „Mohr”, „Hanf” i „Sauer” z jednostek szkoleniowych, pułk „Wehl” z jednostek Luftwaffe i pułk SS „Besslein”) , improwizowany pułk artylerii „Breslau”, wykorzystujący zdobyczne działa i oddział pancerny Panzer-Jäger-Abteilung „Breslau” z 19 czołgami. Włączono do obrony policjantów, strażaków, a nawet włoskich, francuskich i jugosłowiańskich jeńców wojennych, którzy obsługiwali działa. Razem: 80 tys. ludzi. Nie brakowało natomiast żywności, opału i trunków.

16 lutego Sowieci zamknęli ostatecznie pierścień okrążenia wokół miasta i ruszyli do szturmu na dzisiejsze Brochów i Krzyki, gdzie zostali powstrzymani przez heroicznie broniących się nastolatków z HJ.

W walce z napastnikami Niemcy wykazywali się ogromną pomysłowością. I odwagą. Zakłady przemysłowe FAMO produkowały karabiny maszynowe na podwoziu, które można było wysunąć zza krawędzi muru. Tworzono też granaty ze szkła, lub betonu. Członkowie HJ zbudowali katapulty do miotania granatów. Wykorzystywano woreczki ze żrącym ługiem, którymi obrzucano czerwonoarmistów. Z magazynów Kriegsmarine zabrano torpedy, które wyrzucano po torach tramwajowych z prowizorycznych wyrzutni. Niemieccy saperzy, świadomi, że Sowieci od razu po zdobyciu jakiegoś miejsca przystępują do rabunku, montowali w szafach, szufladach i walizkach miny, eksplodujące po próbie otwarcia. Działa, w dużej mierze zdobyczne i pozbawione celowników, przystosowano do strzelania na wprost. Niemieccy saperzy tworzyli specjalne miny, udające cegły i układali je za pomocą wędek na zwałach gruzu. Tam, gdzie Niemcom brakowało artylerii, tam do ataku ruszały zdalnie sterowane Goliaty, obracając w perzynę całe budynki. Do walk przystosowano też działka i karabiny maszynowe, wymontowane z rozbitych samolotów. Kiedy Sowietom udało się zdobyć jakiś budynek, niemieccy saperzy wysadzali go za pomocą przygotowanych uprzednio butli z gazem i ładunków wybuchowych. W trakcie walk Niemcy wykorzystywali kanały i przenikali nimi na sowieckie tyły, organizując zasadzki. Zakłady FAMO zbudowały improwizowany pociąg pancerny „Pörsel”, który w krótkim czasie zniszczył 7 czołgów i 3 samoloty. Do Wrocławia przerzucono drogą powietrzną także dwa bataliony elitarnych spadochroniarzy - III. batalion 26. pułku i II. batalion pułku spadochronowego do zadań specjalnych ''Schacht''.

Ale i Sowieci nie byli dłużni. Rzucili do walki miotacze ognia, którymi żywcem palili obrońców piwnic, katiusze strzelały setkami swoich pocisków, upiornym wyciem ostrzegając schowanych w piwnicach Niemców, nie żałowały bomb i rakiet słynne Szturmowiki, latające tak nisko, że czasem ocierały się o dachy domów. Ostrzał potężnych haubic 203 mm demolował całe kwartały, wzniecając silne pożary i zabijając tysiące cywilów. Zabitych na początku chowano w trumnach, potem w zbitych pospiesznie skrzynkach, potem owijano w całuny, aż w końcu zabrakło i materiału, by owijać zwłoki.

Niemcy próbowali przeciwdziałać pożarom, wyrzucając z domów łatwopalne przedmioty. Z płonącej Biblioteki na Piasku bezcenne manuskrypty wyrzucano do Odry, chcąc je ratować. W słynnej piwiarni Schweidnitzer Keller urządzono prowizoryczny szpital, gdzie lekarze starali się jak mogli, operując w blasku świec.

Zażarte walki trwały do marca. Obronę podsycały obietnice. Rozgłośnia Großdeutscher Rundfunk mówiła, że skoro zdarzył się cud nad Marną, cud nad Wisłą, to i cud nad Odrą może nastąpić. Generał (a później feldmarszałek) Ferdinand Schörner, dowódca GA „Środek“ obiecywał, że odsiecz do Wrocławia dotrze w ciągu trzech, lub czterech dni. Cud jednak się nie wydarzył, marszałek wciąż zapewniał, a Wrocław bronił się nadal...

Sowieci próbowali zmiękczać obrońców przez megafony i ulotki, ale na niewiele się to zdało. Szalały sądy doraźne gauleitera, rozstrzeliwujące „defetystów” (będąc uczciwym trzeba jednak przyznać, że skala terroru we Wrocławiu nie przekroczyła kilkuset ofiar). W tym czasie zmienił się dowódca obrony - został nim gen. Hermann Niehoff, który szybko dostał przezwisko „Neron Wrocławia”. Kazał wysadzać celowo niektóre budynki, tworząc nieprzejezdne zwały gruzów.

Cały czas na lotnisko w Gądowie trafiały samoloty i szybowce z zaopatrzeniem i ewakuujące rannych. Luftwaffe niezmordowanie wykonywała zrzuty – od 15 lutego do 1 maja wykonała 2 tysiące lotów, zrzucając 1638 ton zapasów. Zrzuty były jednak niezbyt celne, a spora część trafiała do Sowietów (m.in. z mundurem generalskim dla Niehoffa z okazji awansu na generała) – obrońcom trafiało się średnio 47 ton dziennie, co stanowiło kroplę w morzu. Korzystając tylko z jednego lotniska Niemcom udało się wyewakuować ponad 6600 rannych. Sowieci próbowali ich zatrzymać nocnymi myśliwcami i silną artylerią przeciwlotniczą - zginął w zestrzelonym samolocie m.in. gen. Fritz Cranz, oficer łącznikowy Luftwaffe, oddelegowany do Wrocławia. Ale i Sowieci ponosili straty od ognia - 11 lutego zginął Bohater ZSRR, generał Iwan Połbin. Linia frontu była płynna, niejednokrotnie Niemcy i Sowieci korzystali z telefonów, próbując sondować, gdzie przebiegają walki. Podobno w jednym z budynków Niemcy broniący się na piętrze w przerwach w walkach puszczali płyty gramofonowe, a próbujący zdobyć piętro Sowieci nagradzali utwory brawami i wykrzykiwali swoje propozycje – wśród dźwięków pięknych oper ginęli żołnierze obu stron.Chaos w walkach dobrze podsumował holenderski ochotnik z pułku SS „Besslein”, Hendrik Verton: „Oto paru wojaków siedzi sobie spokojnie przy kufelku, a parę ulic dalej muszą już przeskakiwać biegiem przecznicę ostrzeliwaną przez rosyjską artylerię. W lejach po granatach i obok nich leżą zabici żołnierze i cywile, a tutaj człowiek śmieje się i pije”.

1 kwietnia, w Wielkanoc, Sowieci rozpoczęli szturm generalny na lotnisko w Gądowie. Huraganowy ostrzał trwał kilka godzin, wspierany bombardowaniami z powietrza. Wg niemieckich szacunków na miasto spadło 5 tys. bomb. Do akcji później wkroczyły czołgi pod osłoną granatów dymnych. Sowieci ruszyli z Nowego Dworu i Kuźnik, przełamując niemiecką obronę i dotarli do lotniska, gdzie heroiczny opór stawili im spadochroniarze, wsparci przez artylerię przeciwpancerną i działka 20 mm. Jednak i ta linia oporu została złamana. Sowietom udało się wbić klinem na 2-3 km w głąb obrony, co przy walkach w mieście było bardzo dużym sukcesem. W Poniedziałek Wielkanocny nastąpiło kolejne terrorystyczne bombardowanie, z użyciem bomb zapalających, które obróciło w gruzy m.in. Ostrów Tumski. Nad miastem unosił się podobno smród palonego mięsa. Pułk „Mohr”, wsparty pułkiem SS „Besslein” dzielnie bronił się w rejonie rzeźni miejskiej, szaleńcze walki trwały o stację Wrocław-Popowice, gdzie Niemcy dokonywali rzeczy niemożliwych i dokonywali z wielką odwagą lokalnych kontrataków, ale nie byli w stanie powstrzymać Sowietów, którzy stację zdobyli 18 kwietnia. Tego samego dnia zdobyto charakterystyczny okrągły budynek, znany jako Konwiarz, którego kształt uniemożliwiał zdobycie – dopiero użycie ciężkiej artylerii, która odcięła zasilanie i utworzyła wyłom, a następnie uderzenie radzieckich saperów złamało opór żołnierzy SS. Z rozkazu samego Niehoffa zniszczono wówczas kościół św. Pawła, który znajdował się za Konwiarzem, ściągnięto też rozliczne siły, m.in. kanonierów dział przeciwlotniczych i sanitariuszy, których pospiesznie uzbrojono. Pod koniec kwietnia linia frontu ustabilizowała się.

W międzyczasie, gauleiter Hanke wydał dwa kolejne surowe zarządzenia – od 16 kwietnia wszystkie kobiety i mężczyźni od 16. do 35. roku życia miały brać udział w walkach na pierwszej linii. Drugim, absurdalnym, była decyzja o budowie lotniska na dzisiejszym pl. Grunwaldzkim, a ówczesnej Kaiserstraße, gdzie nakazano zniszczyć m.in. kościół Marcina Lutra i wiele reprezentacyjnych budynków. Pospieszne odgruzowanie pasa pod radzieckim ogniem pochłonęło podobno 13 tysięcy ofiar – zarówno wrocławskich cywili, jak i robotników przymusowych. Lotnisko to nigdy nie spełniło swojej roli i przyjęło podczas całego oblężenia zaledwie jeden samolot - 10 kwietnia Junkers Ju 52, który ewakuował 22 rannych.

20 kwietnia twierdza świętowała urodziny Führera. Panował względny spokój na froncie, więc obrońcy skorzystali z okazji do odpoczynku. Komendant Niehoff wręczył członkom swojego sztabu po czekoladzie i butelce wina. Cywile, wśród nich młodociany obrońca i przyszły autor monumentalnej pracy o twierdzy, Horst Gleiss, poszli na tańce przy pierniku i winie. Były to chyba ostatnie święta w historii niemieckiego Wrocławia. Postępowała zresztą demoralizacja – alkohol i libacje seksualne były codziennym elementem we Wrocławiu, bo obrońcom i tak już było wszystko jedno. Ciekawym aspektem walk we Wrocławiu było zaangażowanie tzw. Komitetu Narodowego „Wolne Niemcy”, którego członkowie wzięli udział w końcowym okresie walk, walcząc przeciwko własnym rodakom. Dowódca kompanii antynazistów, por. Horst Viedt poległ podczas walk i został pochowany na cmentarzu oficerów radzieckich we Wrocławiu.

Na początku maja do twierdzy dotarła wiadomość o samobójstwie kanclerza. 4 maja do dowództwa twierdzy udali się przedstawiciele duchowieństwa katolickiego i protestanckiego, cieszący się dużym autorytetem w mieście. Duchowni przedstawili bezsens dalszej obrony oraz ciężką sytuację ludności cywilnej. Prosili o kapitulację. Po wysłuchaniu ich argumentów, generał Niehoff zdecydował się podjąć rozmowy z Sowietami. Na wieść o tym gauleiter Hanke wpadł we wściekłość i zaczął grozić Niehoffowi sądem wojennym. Niehoff ostudził jego agresję, mówiąc, że to on może zostać aresztowany. Gauleiter pytał, co ma zrobić. Niehoff poradził mu samobójstwo, na co Hanke zaprzeczył. Był ''za młody by umierać''... Miał 40 lat i wiek mu nie przeszkadzał, gdy posyłał młodzież na śmierć. Gauleiter zdecydował się uciec małym samolotem z placu przed Halą Stulecia rankiem 6 maja – i od tej pory słuch o świeżo mianowanym testamentem Hitlera Reichsführerze SS zaginął. Podobno został rozstrzelany przez czeskich partyzantów w czerwcu 1945 r. Znacznie bardziej honorowo zachował się dowódca Volkssturmu, SA-Obergruppenführer Herzog, który odebrał sobie życie. Swoją decyzję gen. Niehoff telefonicznie przekazał marszałkowi Schoernerowi. Schoerner zaoponował i znów zaczął obiecywać, że za parę dni dotrze do Wrocławia. Niehoff po prostu odłożył słuchawkę.

6 maja Festung Breslau poddała się 6. Armii gen. Władimira Głuzdowskiego. Podpisanie aktu kapitulacji zmieniło się potem w długi bankiet, gdzie Sowieci w kolejnych toastach podnosili uznanie dla obrońców, generał Głuzdowski był podobno uprzedzająco uprzejmy wobec swojego niedawnego przeciwnika. O tym, że Sowieci po zdobyci Wrocławia, zachowywali się jak łupieżcy, gwałcąc, paląc, mordując - nie trzeba wspominać. 9 mają OKW podało do wiadomości, że Festung Breslau uległa w ostatniej godzinie Sowietom. Ostatnia twierdza Führera upadła po 80 dniach oblężenia. Około 70 % budynków leżało w gruzach. Zginęło ok. 80 tysięcy cywilów. Poległo 13 tys. radzieckich żołnierzy i 6,5 tys. niemieckich.

Ale twierdza - do końca niezdobyta przecież - poddała się na godziny przed końcem wojny.

Bo przecież ''Wrocław od zawsze poddaje się ostatni''... ź: II WŚ w kolorze Patronite autora: LINK

Sekcja komentarzy
Loading comment form ...